Bądźmy zdrowi przez całe życie. Emerytowany lekarz: ruch jest najlepszym lekarstwem!

14 lipca 2014 w UTW bez granic

Kiedyś biegał, trenował boks. Dziś? Dużo chodzi. Bo wie, że aktywność fizyczna w jego wieku jest jak najbardziej wskazana. Choć przeszedł już na emeryturę, swoją wiedzą i doświadczeniem dzieli się z innymi każdego dnia. Lekarz Włodzimierz Janiszewski promuje zdrowy styl życia nie tylko w Zielonogórskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

Image_022

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jego dewiza życiowa? Nie ma zgody na przeciętność. Zawsze w górę! I jeszcze jedno: ruch jest najlepszym lekarstwem.

Włodzimierz Janiszewski urodził się 10 lipca 1935 r. w Aleksandrowie Łódzkim. Do szkoły średniej dojeżdżał do Łodzi. Myślał o medycynie, bo biologią interesował się od zawsze. Jeśli nie medycyna, to planem B było prawo. Maturę zdał w 1954 r. A że czasy były ciężkie, ojciec myślał, że Włodek po skończeniu liceum ogólnokształcącego pójdzie od razu do pracy.

– Nikt nie wiedział, że zdaję egzaminy na medycynę w Warszawie. Kiedy jednak powiedziałem, że mi się udało, rodzina była ze mnie dumna – przyznaje dziś już emerytowany doktor.

Od najmłodszych lat lubił sport. Nie wyobrażał sobie, że można ot tak sobie siedzieć i nic nie robić. Jak każdy nastolatek dużo czasu spędzał z kolegami.

– Robili papierosy z wyschniętych liści machorki. Namawiali mnie, żebym w końcu spróbował – wspomina lekarz. – No to się zaciągnąłem. I mało co nie zwymiotowałem. Powiedział wtedy: – Takie coś palcie sobie sami. No i już nigdy więcej nie sięgnął po papierosy. Potem wszędzie, gdzie był, mówił: – Nie palcie!

Studia oznaczały nie tylko zdobywanie wiedzy i umiejętności medycznych. Zaangażował się w pracę społeczną. Z czasem został wiceprzewodniczącym rady uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich.

Leczył też wczasowiczów w Dziwnowie

Studia skończył w Łodzi. Na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej. Był rok 1960. Staż podyplomowy odbył w Rawie Mazowieckiej.

– Nie był to już system nakazowo-rozdzielczy – wspomina Janiszewski. – Rozpocząłem wówczas specjalizację z chorób wewnętrznych. Równolegle musiałem odbyć obowiązkową służbę wojskową.

Chciał zostać w Rawie, ale pewnego dnia przyszli oficerowie i oświadczyli: – Jest pan kawalerem, więc z przeprowadzką nie będzie problemu. Proponujemy dobre miejsce. Mieszkanie. I świeże powietrze.

Zbiórka w Gdyni. Dostał mundur marynarki wojennej. I bilet. Do Dziwnowa. Mała miejscowość nad morzem przyjęła go ciepło. Bo nie był tu tylko lekarzem żołnierzy. Leczył także ich rodziny, dzieci. A latem, w sezonie, opiekował się też wczasowiczami.

– Mieszkanie dostałem bardzo blisko morza. W czasie wakacji był duży ruch, zimą – pustki. Zaangażowałem się w działalność społeczną. Bo nie lubię siedzieć bezczynnie – przyznaje.

Po trzech latach służby wojskowej zaproponowano mu, by został zawodowcem. Nie chciał jednak wiązać się z wojskiem. Myślał o założeniu rodziny. A że przyszła żona też była lekarzem, postanowili skorzystać z jednej z trzech propozycji zatrudnienia.

Wybrali Szprotawę. Odezwała się bowiem jako pierwsza. Tam też czekało na nich mieszkanie. Co prawda, na czwartym piętrze i z piecami, ale kto wtedy myślał, że codziennie trzeba będzie biegać z węglem na górę i z popiołem w dół?! Byli szczęśliwi!

– Rozpocząłem pracę na oddziale chorób wewnętrznych, kontynuując równocześnie specjalizację, którą niebawem ukończyłem – dodaje.

Wkrótce został kierownikiem przychodni rejonowej w Szprotawie. Jako młody lekarz natychmiast rozpoczął specjalizację z zarządzania jednostkami służby zdrowia. Ale to nie koniec. Myślał jeszcze o reumatologii. Jak pomyślał, tak zrobił.

A łatwo nie było. Musiał odbyć co najmniej trzymiesięczny staż w Warszawie. Pracodawca miał obawy, czy to nie zbyt duży problem dla placówki. Wiele razy trzeba było ponawiać prośby o zgodę. Wreszcie taka została wyrażona. W. Janiszewski egzaminy specjalizacyjne zdał celująco. Zaproponowano mu, by rozpoczął doktorat. Zgody ówczesnych władz wojewódzkich na dalsze kształcenie jednak nie było.

Za to lekarz szybko zyskał sympatię mieszkańców, którzy wybrali go radnym.

Żagań trzeci w kraju, pierwszy w województwie

Po 10 latach pracy w Szprotawie lekarz wojewódzki zaproponował mu funkcję dyrektora Zakładu Opieki Zdrowotnej w Żaganiu.

– Trudna była tam sytuacja. Warunki lokalowe tragiczne. Dyrektorzy zmieniali się co pół roku – opowiada W. Janiszewski. – Jednak się zgodziłem. Ale pod warunkiem, że władze województwa pomogą mi wywalczyć nową przychodnię.

Funkcję dyrektora pełnił 11,5 roku. W tym czasie Żagań zyskał jedną z największych, najnowocześniejszych w kraju przychodni zdrowia i świetny zespół lekarski. Problemem wówczas był nie tyle brak pieniędzy, ile… wykonawców.

W konkursie na najlepszy ZOZ w województwie żagańska placówka zajmowała dwukrotnie pierwsze miejsce, w kraju na 400 przychodni – trzecie. Nic więc dziwnego, że W. Janiszewski otrzymał nagrodę Zasłużony Dla Miasta Żagania. A od władz wojewódzkich odznaczenie państwowe – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

Dziś budynek żagańskiego ZOZ-u pełni funkcję szpitala.

Wracają z uzależnień, mała wiedza o AIDS

Czasy były takie, że coraz większym problemem wśród młodych stawały się narkotyki. Pewnego dnia jedna z uczennic żagańskiej szkoły przedawkowała.

– Po jej śmierci dyrektorzy liceów i techników zwrócili się do mnie z prośbą o skierowanie lekarzy na tzw. pogadanki – wspomina. – Zebrałem ordynatorów i poprosiłem, by porozmawiali z młodzieżą. Nikt się nie chciał zgodzić, bo nikt nie znał tematu. To mnie mocno zdziwiło, ale i zawstydziło. Skoro tak – pomyślałem – to sam muszę zgłębić temat.

Zapisał się na różne kursy, szkolenia, bardzo dużo czytał… I tak z czasem stał się specjalistą od narkomanii. Marihuana, klej, później nie tylko w Żaganiu popularna stała się produkcja kompotu. Wraz z dożylnym wstrzykiwaniem go pojawił się HIV… Pierwsze zakażenia tą drogą. Tymczasem o AIDS niewiele się mówiło.

Założył więc Powrót z U – Towarzystwo Rodzin i Przyjaciół Dzieci Uzależnionych. Przewodniczył mu przez 15 lat. Dzięki spotkaniom, konferencjom, publikacjom wiedza ludzi na temat narkomanii stawała się coraz większa. Rodziny, przede wszystkim matki, otrzymywały duże wsparcie. Nie czuły się samotne ze swym problemem. Nawzajem sobie pomagały, jak postępować z uzależnionym dzieckiem. Jak najwięcej chcieli się też dowiedzieć dziadkowie, którzy na emeryturach mieli więcej czasu, by wyciągnąć wnuka czy wnuczkę z nałogu. A zdawali sobie już sprawę, że to nie takie proste. Ale się udawało. Coraz więcej osób powracało do normalnego życia.

– Z czasem zająłem się też uzależnieniami od substancji niechemicznych. Z pozoru nie są one takie szkodliwe, ale to tylko pozór – podkreśla W. Janiszewski. – Na przykład hazard też może doprowadzić do wielu tragedii rodzinnych.

Będąc w Żaganiu, działał również jako radny w powiatowej radze. Dzięki temu łatwiej było rozwiązać wiele problemów.

Przeprowadzka do Zielonej Góry

– Kiedy doktor Stanisław Gura, pełniący funkcję lekarza wojewódzkiego, został wiceministrem zdrowa, zaproponowano mi, bym objął jego fotel. Jednak z powodów rodzinnych, ale i zawodowych obowiązków nie przyjąłem tego stanowiska – wspomina.

Myślał, że kolejne propozycje awansu już nie padną. Ale cóż, życie zmusza do dokonywania wyborów. Żona i syn byli najważniejsi.

– Po dwóch latach wojewoda zielonogórski zaproponował mi stanowisko dyrektora Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Zielonej Górze – mówi W. Janiszewski. – Po rozmowie z żoną zdecydowałem się pokierować sanepidem. Potraktowałem to jako kolejne wyzwanie życiowe.

Dyrektorem był 12 lat. Nowe miejsce pracy znów oznaczało przeprowadzkę – do Zielonej Góry, w której mieszka do dziś. W stolicy województwa czekało na niego mieszkanie i wiele nowych zadań do wykonania.

– Jako epidemiolog, bo w wojewódzkiej stacji była taka potrzeba, zająłem się opisywaniem problemów epidemii chorób zakaźnych, szczepieniami – mówi W. Janiszewski. – Ale też propagowałem, gdzie się tylko dało, zdrowy styl życia. Organizowałem ogólnopolskie konferencje na temat narkomanii, AIDS/HIV. Z czasem wiedza na ten temat była coraz większa.

Seniorzy, szczepcie siebie i swoich wnuków

Przez dwie kadencje był radnym Wojewódzkiej Rady Narodowej i przewodniczącym Komisji Zdrowia przy niej, a także członkiem Prezydium WRN.

Zdobytym doświadczeniem dzielił się ze studentami. Wykładał na Uniwersytecie Zielonogórskim i w Lubuskiej Wyższej Szkole Zdrowia Publicznego w Zielonej Górze.

Dziś jest na emeryturze, ale nadal propaguje zdrowy styl życia. Nie odmawia, gdy zapraszają go szkoły, redakcje gazet, rozgłośni radiowych i telewizyjnych. Prowadził zajęcia m.in. na Zielonogórskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

– To bardzo ważna i potrzebna instytucja dla seniorów. Ale nie tylko dla nich. Studenci w trzecim wieku swoją postawą pokazują, jak należy żyć. Optymistycznie, aktywnie, pływając w basenie, chodząc z kijkami, ćwicząc na sali, wyjeżdżając na wycieczki – podkreśla były dyrektor zielonogórskiego sanepidu. – UTW powstają w coraz mniejszych miastach. I oprócz wielu różnych funkcji wyręczają też lekarzy, bo prowadzą doskonałą profilaktykę. Zapraszają też specjalistów z różnych dziedzin, by prowadzili wykłady, różne zajęcia.

W. Janiszewski podkreśla, że spotykając się z seniorami, dużo mówi np. o szczepionkach.

– Ja szczepię się co roku i w ogóle nie choruję na grypę – podkreśla. – W pewnym wieku ma się już obniżoną odporność i szczepionki są jak najbardziej wskazane. Podobnie w przypadku dzieci. Dlatego zawsze zwracam się do babć i dziadków, by pilnowali swoich wnuków i wnuczki, jeśli chodzi o kalendarz szczepień.

Zdaniem epidemiologa niebezpieczny jest rozwijający się w Polsce i na świecie ruch antyszczepionkowy. Z czasem może dojść do epidemii…

Zostaw samochód w garażu

– Nie tylko seniorom mówię, że ruch jest najlepszym lekarstwem na wszystko. Dlatego nie można zamykać się w swoich czterech ścianach i narzekać na los – opowiada W. Janiszewski. – Ja codziennie wstaję około siódmej i tak do dwudziestej drugiej aktywnie spędzam czas. Kiedyś dużo biegałem, osiągając nawet wysokie wyniki. Trenowałem też boks. Dziś ze względu na wiek przede wszystkim dużo chodzę. Samochód zostawiam w garażu. Wolę wyjść godzinę wcześniej i przejść się, niż podjechać autem pod sam sklep czy redakcję.

Latem, kiedy wyjeżdża nad morze, potrafi przejść nawet trzysta kilometrów.

– Jestem lekarzem piszącym wiele artykułów, więc zmuszony jestem też do siedzenia. Dlatego tak bardzo dbam o równowagę. Na ruch musi być czas każdego dnia – podkreśla. – Podstawa to samodyscyplina.

Tymczasem, jak pokazują badania, polscy emeryci pod względem aktywności fizycznej zajmują ostatnie miejsce w Unii Europejskiej. Swój czas spędzają najczęściej na oglądaniu telewizji, chodzeniu do kościoła i spotkaniach z rodziną. Na czwartym miejscu wymienia się uprawianie roślin na działce.

A od wielu lat wiadomo, że sami możemy przedłużyć sobie życie. Ćwicząc ciało i umysł. Stąd warto rozwijać pasje, rozwiązywać krzyżówki, angażować się społecznie w różne akcje, wyjeżdżać na wycieczki. Najlepiej w grupie, w UTW!

W. Janiszewski podkreśla, że seniorzy powinni zadbać nie tylko o siebie, lecz także o całą rodzinę. Ze względu na swoje doświadczenie życiowe z ich zdaniem liczą się młodsi członkowie familii. Stąd to właśnie seniorzy mogą np. namówić ich na długie spacery, na picie zimą herbaty z sokiem malinowym czy ubieranie się odpowiednio do pogody, na cebulkę.

– Swoim pociechom nie powinni też kupować słodyczy, bo wiadomo, jak cukier i sztuczne barwniki szkodzą – podkreśla lekarz. – Im dłużej trzymamy cukierka w buzi, tym gorzej dla zdrowia. Poza tym, jeśli już go jemy, to od razu po skończeniu powinniśmy umyć zęby. Za każdym razem. Takie nawyki mają dzieci i dorośli w krajach skandynawskich i przynosi to dobre efekty. Warto więc, by babcia czy dziadek propagowali w swojej rodzinie takie zachowania.

Warto też być z życiem na bieżąco. Bo nic nie stoi w miejscu, wszystko się zmienia. A my coraz bardziej stajemy się niewolnikami nowoczesnych sprzętów. Internetu, komórki. W. Janiszewski jako pierwszy w kraju opracował listę polskich nałogów, pokazując w ten sposób, od ilu rzeczy możemy się uzależnić. A to rujnuje w większym czy mniejszym stopniu nasze życie. Możemy przecież uzależnić się od pracy, pragnienia zachowania młodego wieku (ageoreksja), siecioholizmu, robienia zakupów, a nawet oglądania seriali czy ważenia się po każdym posiłku.

Seniorzy mają tu też niemałą rolę do odegrania. By takich przykładów jak ten z bezrobotną matką czworga dzieci z Krakowa, uzależnioną od internetu, było jak najmniej. Sąd skierował ją na terapię, problem w tym, że brakuje nam w Polsce takich miejsc.

Image_024

Biały Kruk od kardynała Glempa

Janiszewski na bieżąco śledzi wszelkie zmiany w medycynie. I dzieli się nimi nie tylko z seniorami w UTW. Chętnie bierze udział w dyżurach telefonicznych w lokalnych redakcjach, jest gościem czatów, publikuje artykuły, np. na temat nowej piramidy żywieniowej.

– Dwadzieścia lat temu zalecano ograniczanie tłuszczów zwierzęcych, a także roślinnych, co obecnie można uznać za błąd. Jak wiadomo, tłuszcze roślinne są potrzebne, bo w ich obecności rozpuszczają się i wchłaniają witaminy: A, D, E, K – mówi. – Niespodziewanie zdyskwalifikowany został biały ryż, a jajka całkowicie zrehabilitowane – w nowej piramidzie znalazły miejsce tuż obok niekwestionowanych ryb. Dziś zaleca się ich spożywanie w liczbie ośmiu sztuk tygodniowo (poprzednio dopuszczano tylko dwa jajka na tydzień).

W nowej piramidzie znalazły się też wyłącznie pełnoziarniste produkty zbożowe, z nasionami roślin oleistych (orzech, groch, fasola), z mąki razowej z dużą ilością błonnika pokarmowego.

A sól? Zapotrzebowanie na nią wynosi 5 gramów na dobę. Jest ona zawarta w większości produktów (wędliny, warzywa, pieczywo), dlatego okazuje się, że spożywamy ją w wielokrotnie większych ilościach.

Jednak najważniejszą zmianą jest zalecana aktywność fizyczna: co najmniej 30–60 minut dziennie. Organizm człowieka został bowiem genetycznie zaprogramowany na aktywny styl życia. Ruch jest biologiczną potrzebą.

Janiszewski całe swoje życie zawodowe, i obecne na emeryturze, poświęca promowaniu dobrych nawyków, pomaganiu innym, by nie tracili pogody ducha. Za swoją działalność otrzymał wiele nagród i wyróżnień, w tym od kardynała Józefa Glempa – Białego Kruka. Odbierał go m.in. z aktorem Janem Englertem.